Przez Chorwację na dwóch kołach w 8 dni - 2013
Zagłębiając się w hobby motocyklizmu śmiało można stwierdzić, że apetyt roście w miarę jedzenia. Na początku jazda dookoła komina, następnie dalsze trasy na zloty aż w końcu dopadają nas marzenia czy nie warto wybrać się za granicę. Obojętnie gdzie byle drogi, kultura, pejzaże były inne, odmienne. Na stronie www.vtxpolska.pl powstał 19 marca 2013 roku nowy temat CHORWACJA zapoczątkowany przez moderatora Blackwolf. Rozpisaliśmy się dość obszernie w w/w temacie planując wspólny wyjazd. Pomocnych informacji, ciekawych uwag zebrało się bardzo dużo, niestety dwa planowane wyjazdy w ciągu paru kolejnych miesięcy spaliły na panewce. Aż do momentu kiedy ustaliliśmy datę 18.09.2013!!! Sam do końca nie wierzyłem że wyjedziemy, biorąc pod uwagę dwa poprzednie wyjazdy których planowanie skończyło się fiaskiem.
Dzień pierwszy
Środa 18 września godzina 7: 05 spotykamy się z Ziomalem na jednej ze stacji paliwowych w Dęblinie, temperatura 7 st. C, deszcz.
Udajemy się w kierunku Radomia jadąc zgodnie z planem przez Kozienice gdzie czeka na nas Petras. Jesteśmy w Komplecie Jaskół na Hondzie VTX1800 Retro, Petro na BMW R1100 RT i Ziomal na BMW 12000 GS. Kierujemy się na Ostrave jadąc w dalszym ciągu w deszczu, co znacznie spowalnia nasz przejazd, pod Kielcami spotykamy Rosjan wracających z Grecji.
Poprawiają nam humory mówiąc, że w Austrii jest piękna pogoda. Przed granicą czeską zjeżdżamy do miejscowości Gorzyczki na ostatnie zakupy i tankowanie.
Wpadając na E462 mijamy Ostrave, Olomouc, i Brno (bez winiety w Czechach - motocykliści free). Następnie kierujemy się na Wiedeń trasą E461 dojeżdżając w deszczu do ostatniej miejscowości Czech położonej przed granicą z Austrią, malowniczej Mikulov. Za nami blisko 600 km jazdy w niedogodnych warunkach. Robi się szarówka, więc usilnie musimy znaleźć nocleg. Po godzinnym penetrowaniu miasta znajdujemy fajną metę ze schronem dla motocykli :-) pod adresem Mikulov Konevova 100 w cenie 100 koron za trzech motocyklistów. Ciepła kąpiel coś na ząb i wreszcie spanie.
Dzień Drugi
Wstajemy o 6 rano patrzymy za okno - nie pada, ale niestety jest mokro, śniadanie i na koń.
Mikulov o poranku wygląda pięknie szczególnie rynek położony na górzystym terenie. Cztery kilometry dalej przekraczamy granicę wjeżdżając na teren Austrii, tu kupujemy winiety dla motocykli na 10/7 dni Austria/Słowenia.
Kierunek Wiedeń trasą E461 przechodzącą w E59, ponownie deszcz 9 st. C. Przed samym Wiedniem dostrzegamy słońce, temperatura wzrasta o 3 stopnie, cały Wiedeń mijamy w pięknym słońcu i uśmiechach na twarzach, wreszcie poprawa pogody. Niestety radość nie trwała za długo bo jakieś 40 km za miastem wpadamy w coraz to gęstsze chmury i narastający deszcz przechodzący w nawałnicę, wtedy przypomniałem sobie napotkanych Rosjan mówiących o poprawie pogody po przekroczeniu granicy czeskiej. Ładna poprawa co parę kilometrów to gorzej :-) Nic nie pozostało jak tylko jechać dalej w kierunku Graz gdzie robimy przystanek na ciepły posiłek własnego wykonania.
Podczas posiłku widzimy, że pewna kobieta męczy się ze swoim samochodem, oczywiście polscy dżentelmeni motocykliści nie mogli nie pomóc damie, bo jak to by wyglądało że niby się patrzą i nic nie robią :-)
I właśnie po tym dobrym uczynku niebo się rozchyliło pokazując nam słońce przez wielkie S.
Jadąc na Maribor już w pięknej pogodzie podziwiamy uroki Austrii. Dwupasmowe drogi położone w górach równe niczym stół, łagodne długie winkle, po których się przemieszczaliśmy z prędkością 120-140 km. dawały duże poczucie bezpieczeństwa.
Nadal trasa E59 mijamy Maribor poruszając się po Słowenii. By minąć trasę płatną kierujemy się na miejscowość Ptuj skręcając na drogę 454/710, za Ptuj wjeżdżamy na duży most poczym zjazd na prawo w drogę 229 następnie na pierwszym rondzie w prawo by ponownie trafić na E59, która doprowadza nas do przejścia granicznego z Chorwacją
Tu bezproblemowo wymieniamy Złotówki na Kuny Chorwackie. Humor nas nie opuszcza biorąc pod uwagę że lato wraca :-). Kierunek Zagrzeb nadal trasa E59 dojeżdżamy do miejscowości Lućko skąd zaczyna się trasa płatna E71/E65 na Karlovac. Nie płacąc za ten odcinek drogi z Lućko jedziemy trasą równoległą do E71/E65 przez Gornji Stupnik, Donji Desiniec, Draganić. Początek tej trasy nie jest za ciekawy, jakieś 15 km podmiejskiej nie równej drogo, ale całą resztę aż do Karlovac możemy w 100% polecić pod względem winkli w górzystym terenie. Następnie kierunek na SlunJ trasą 1/6 gdzie do Jezior Plitwickich jedynie rzut beretem, im bliżej jezior tym więcej kwater. W Chorwacji bez problemu znajdziecie nocleg, wręcz można przebierać w kwaterach tym bardziej w drugiej połowie września gdzie ceny znacznie spadają. Powoli robi się ciemno, za nami już 1250 km. Pora znaleźć lokum do spania. Po chwilowych poszukiwaniach trafia nam się warta polecenia oryginalna stajnia dla motocykli, oraz POŻĄDNY gospodarz potrafiący zrobić ojjjj mocną rakiję !!! Podczas nocnej posiadówy łączymy się z Polską przez Skypa prowadząc wideo konferencję z naszymi przyjaciółmi z VTXPOLSKA tj. z Lucy i Auganem, dzięki którym byliśmy prowadzeni po chorwackich szlakach, za co bardzo bardzo Dziękujemy.
Dzień Trzeci
Pobudka 6:10 z dziwnie znanym bólem głowy. Dostajemy na drogę od gospodarza jeszcze jedną butelkę rakiji w prezencie, co by o nim nie zapomnieć.
Pakujemy graty i o 7:07 jazda na Jeziora Pletwickie, to jedyne kilka km.
Dojeżdżając do Parku Narodowego okazuje się, że parking dla motocykli jest darmowy, bardzo miła niespodzianka. Godzina 8 słońce zaczyna dawać po kapeluszu.
Bilety kupione, oczywiście udało się wejść na 40 letniego studenta:-) za 80 kun.
Park Narodowy Pletwickich Jezior zrobił na nas ogromne wrażenie, sporo słyszeliśmy wcześniej o tym miejscu, mimo to nie zdawaliśmy sobie sprawy jak wiele można tu zobaczyć. Spędziliśmy na nogach parę ładnych godzin, nabijając kolejne kilometry i oglądając to, co dała nam natura. Przejrzystość wody, urwiska, jaskinie, wodospady, itp. sprawiają, że nie czuje się szybko przemijającego czasu.
Pora się zbierać by dotrzeć do Zadaru
Rijekę odpuszczamy ze względu na to, że jest to miasto portowo przemysłowe i nie polecane nam do zwiedzania tym bardziej, że mamy mało czasu. Jedziemy na Korenice trzymając się cały czas trasy nr 1. TU UWAGA nie kierujemy się na A1 która jest płatna do Zadaru tylko jedynki w kierunku Gracac. DZIĘKI TEMU OMINIĘCIU TRASY A1 znaleźliśmy niepowtarzalne trasy i krajobrazy. Namawiam wszystkich by z Gracac kierować się na trasę 27 w kierunku Obrovac. Następnie na trasę 54 dalej na drogę nr 8 prosto do Zadaru.
W/W TRASA 27 to coś, czego nie możecie przeoczyć, rzadko uczęszczana, położona wysoko w górach o dobrej nawierzchni, to tu zaczęły się upały, to tu poczuliśmy prawdziwą Chorwację.
Dwudziestka siódemka robi na nas piorunujące wrażenie!!! Zachwyceni tą trasą docieramy do Zadaru o godzinie 17. Za nami ponad 1400 km. Wjeżdżamy motorami na rynek, zmęczeni zamawiamy zimny sok z pianą :-)
Mamy mało czasu by znaleźć kemping. Kręcąc się po niemałym mieście przypadkowo wpadamy na Komendę Straży Pożarnej, od słowa do słowa okazuje się, że strażacy są bardzo przyjaźni i to właśnie u nich, w samym centrum Zadaru znajdujemy schronienie i pomocną dłoń.
Po dokładniejszym zapoznaniu się z chłopakami, po północy zostaliśmy skierowani w kierunku centrum gdzie czekały na nas rozmaite atrakcje.
Dzień czwarty
Po blisko trzech godzinach snu, rześcy i wypoczęci wstajemy by przywitać następny jakże gorący dzień. Siku, śniadanie, pożegnanie i na koń. Robimy jeszcze parę kilometrów po ulicach Zadaru.
Następnie kierujemy się w stronę Splitu drogą nr. 8/E65 położoną przy samym morzu, chcąc przejechać przez 80% miast nadmorskich musimy stanowczo powiedzieć autostradom nie. Z każdym pokonanym kilometrem drogi nr 8 stwierdzamy, że to kraj stworzony dla motocyklistów, wspaniałe pejzaże, drogi posiane serpentynami, liczne urwiska na dole, których rozprasza nas kryształowo czysta woda. Z tego wszystkiego aż ciężko się skupić na jeździe, co kilometr to ładniej a za razem i cieplej. Przejeżdżamy przez Biograd, Pakostane za miejscowością Pirovac skręcamy w prawo na Murter wyspę na którą dostaniemy się mostem, to miejsce polecili nam strażacy i przyznam, że faktycznie warto tam zajrzeć a w szczególności motorem.
Wyjeżdżając z wyspy przy drodze widzimy stoisko z arbuzami przy tej temperaturze nie sposób się zatrzymać na małe, co nieco.
Przemieszczając się dalej przez Sibenik, Trogir, Solin docieramy do Splitu, Patrząc na zegarek i widząc jeszcze w miarę młodą godzinę podejmujemy decyzję by jechać dalej w kierunku Dubrownik, mijając piękny Omiś, Baśka Voda, wpadamy do Makarskiej. Przesuwając się z każdym kolejnym kilometrem zwiększa się ilość serpentyn na drogach, palm, owoców na drzewach, za to pomniejszają się portfele a w szczególności po wizytach na stacjach paliw :-) Stajemy na parkingu chowając się pod liśćmi daktylowca. Wyciągamy nasze Polskie zapasy, na których bazujemy od samego początku, kabanosy, chleb długoterminowy, pasztet, ogórki, paprykę, konserwy oraz kupionego wcześniej arbuza i wszystko inne, co się udało zapakować do sakw. Świetną sprawą jest kuchenka do podgrzewania jeszcze z czasów ZSSR, do której wystarczy paliwo takie jak, denaturat, spirytus, rakija, a najlepiej etylina, którą raz na dzień przy pomocy wężyka spuszczaliśmy z baków by zrobić kawę, herbatę, zupę.
Podczas posiłku przypominamy sobie, że obiecaliśmy na forum naszym znajomym wjazd na najwyżej położoną drogę w Chorwacji na szczyt Sveti Jure, Mijając Makarską dojeżdżamy do miejscowości Podgora skręcając w lewo wpadamy w taką właśnie drogę.
Sveti Jure to jeden z głównych punktów na mapie Dalmacji, które musi zaliczyć każdy szanujący się kierownik. Szczyt Sv. Jure znajduje się w Parku Przyrodniczym masywu górskiego Biokovo. Ten 23 kilometrowy odcinek rozpoczyna się na wysokości 365m n.p.m. a kończy na szczycie Sv. Jure na wysokości 1762m n.p.m. Wspomnieć należy, że cały, 23 kilometrowy odcinek jest tak wąski, że żeby samochody mogły się minąć należy zjechać do zatoczki, które są rozmieszczone co kilkaset metrów.
Docieramy do bramy wjazdowej na Sveti Jure, opłacamy bilety, zostawiamy bagaż w małym budynku kasy biletowej. Przed nami 23 km jazdy pod górę. Szczerze mówiąc mieliśmy pewne obawy przed wjazdem na szczyt, ale jak się obiecuję to trzeba dotrzymać słowa tak więc jedynka i do przodu. Mijając kolejne kilometry zmienia się diametralnie przyroda zmniejsza się ilość drzew, pokazują się coraz to inne rośliny, zaskoczeniem było napotkanie w górach dzikich koni zabrudzonych a wręcz zapuszczonych brudem. Zbliżając się do szczytu droga nabiera coraz to ostrzejszego konta nachylenia, zakręty z dziewięćdziesięciu stopni przekształcają się w 180 pnąc się ku górze. Jadąc wąską drogą gdzie urwisko jest zaledwie wda metry od nas a barierka zabezpieczająca ma wysokość 45 cm. mamy wrażenie, że bezpieczeństwo to fikcja. W końcu udaje się nam dotrzeć na szczyt, widoki odbierają nam mowę, rozchodzimy się każdy w swoją stronę jest cisza, spokój, podziwianie.
Zjeżdżamy na dół, robi się późno a zmęczenie dość szybko daje znać o sobie, ten dzień wykorzystaliśmy w 100% a nie wiemy jeszcze gdzie będziemy nocować. Wpadamy ponownie na drogę nr 8 skręcając w kierunku Dubrownik, chyba opaczność nad nami czuwa, bo 7 km. dalej znajdujemy się w miejscowości Podgora.
Tu zjazd prawostronny prowadzi nas do dołu do samego morza, 300 metrów dale znajduje się Kamp "SUTIKLA" Podgora. Płacimy za dobę od osoby w przeliczeniu 32 zł. Biorąc pod uwagę bardzo dobre warunki kempingu można przyznać, że cena jest ok. Robi się ciemno więc czym prędzej rozbijamy namiot, (wcześniej tankujemy naszą kuchenkę) kolacja
Prysznic i spać.... zamierzaliśmy spać, ale po regionalnym trunku załączyła nam się przysłowiowa szwędaczka na zwiedzanie okolicy, okazuje się że owe miejsce jest idealnym na spędzenie wakacji w przyszłości z rodziną.
Dzień piąty
Spało się świetnie, choć z rana było trochę za gorąco i trzeba było rozchylić poły. Dziś niedziela, postanowiliśmy poszukać kościoła i przy okazji zobaczyć jak miejscowość wygląda za dnia.
Wsiadamy na koń poczym tniemy na Dubrownik mijając Ploće, Opuzen, zbliżamy się do granicy z Bośnią i Hercegowiną zastanawiając się czy nas przepuszczą, jeden z nas nie ma
paszportu. Udaje się, przejazd okazuje się bezproblemowy wystarczy jedynie dowód osobisty. Dojeżdżamy do Dubrownik, widok miasta z góry robi niesamowite wrażenie
Na naszych licznikach nie wiele brakuje by przekroczyć 2000 km od startu, szybka decyzja dalszej jazdy by dotrzeć do samej granicy z Czarnogórą
Tu właśnie przy granicy rozstawiamy kuchenkę i szykujemy coś na ząb, siedząc przy herbacie i patrząc na mapę trochę przechodzą ciarki 2000 km. od domu od rodziny.
Zawracamy w kierunku Dubrownik by jeszcze raz spojrzeć na miasto z wysokości
Planujemy znaleźć dobry kemping nie daleko Dubrownik gdzie będzie można popływać w morzu i wieczorem ruszyć na zwiedzanie starej części miasta.
Jadąc w powrotną stronę w kierunku Makarskiej 14 km. od Dubrownik znajdujemy Auto-Camp pod Maslinom w Orasac położony nad morzem w lesie.
Tu płacimy 35 zł w przeliczeniu za nocleg, oczywiście w cenę wchodzi jeden namiot który szybko rozbijamy, Wi-Fi itp.
Jemy późny obiad poczym zgodnie z planem zbieramy się do wyjazdu by zwiedzić starą część Dubrownik, dojazd do starego miasta nie zajmuje nam za wiele czasu to jedyne 14 km. Stawiamy motory pod samą bramą wejściową do starego miasta i tu znowu pozytywne zaskoczenie parking dla 2oo za darmo pod warunkiem, że nie zastawisz miejsca dla samochodów, co nie stanowi większego problemu.
Rozgrzewka przed zwiedzaniem na bazie prezentu do gospodarza domu u którego spaliśmy jeszcze przed zwiedzaniem Jezior Pletvickich
Przekraczamy bramę wejściową prowadzącą do starej części miasta wchodząc wąskim przejściem ostro pochylonym w dół.
Przemieszczając się dalej trafiamy na główną ulicę starego miasta, wzdłuż której pełno parasoli z pubami, wiele kamieniczek z licznymi sklepikami. To miasto tętni życiem jak mało które, tu cały czas się coś dzieje. Rynek jest piękny robi niesamowite wrażenie a w szczególności wyłożony kamień na posadzce, który z biegiem lat wyślizgał się niczym szkło.
Po zwiedzeniu większości tego co było dostępne zatrzymaliśmy się przy jednym z pubów by zamówić ośmiornicę z grilla tak jak nam polecili Lucy i Augan nasi przewodnicy po Chorwacji. Do tego zamówiliśmy zimne piwo !!! Gorąca noc, klimat starego miasta wprowadził nas w stan ukojenia, to była jedna z piękniejszych chwil tamtego wyjazdu. Pamiętam że właśnie wtedy po piwie i wielodniowym zmęczeniu z chęcią bym zasnął na barowej ławce :-) Nie chciało nam się wracać do namiotu ale niestety trzeba było. Nie pamiętam o której godzinie wyjechaliśmy z Dubrownik ale było już ciemno. Przejechanie 14 km. nocą przy urwiskach i bardzo krętych drogach powcinanych w skały było ciekawym przeżyciem.
Dzień szósty
W tym dniu nastawiamy się typowo na wypoczynek tym bardziej, że jutro wyjazd do domu.
Po śniadaniu jedziemy zwiedzić okolicę
Najadamy się winogronu rosnącego niemalże przy każdej posesji,
Resztę dnia postanowiliśmy przeznaczyć na całkowity relaks przez wielkie S
Udajemy się na plażę, do której prowadzi nas strome zejście z kempingu, tu znajdujemy na skałach dzikie miejsce gdzie jesteśmy sami. Mimo że zabraliśmy na plażę pełny prowiant by szybko nie wracać to i tak czas nam zleciał momentalnie. Nurkowanie dla odmiany stanowiło wielką przyjemność i zabawę do czasu kiedy Petro stanął na jeżowca :-) Mieliśmy z tego powodu mały ubaw, oczywiście oprócz Petra :-)
Pora by wracać na górę do kempingu, by spakować możliwie jak najwięcej rzeczy do motorów przed jutrzejszym startem do Polski.
Dzień siódmy
Wstajemy 5:45 składamy namiot i resztę gratów, jemy śniadanie i w drogę wyjeżdżamy dokładnie o 7:30 ponownie drogą nr 8 w kierunku Ploce gdzie skręcamy w kierunku autostrady A1 na drogę 513 wpadamy następnie w drogę 62 i prosto do A1. Podczas śniadania decydujemy się na szybki powrót w kierunku Polski postanowiliśmy przejechać około 900 km. Autostrada w Chorwacji to poezja im bliżej Czarnogóry tym mniejszy ruch i lepsza droga, czasami mieliśmy wrażenie, że jesteśmy sami na tej górskiej trasie. Widać było jadąc drogą 62 jak idą prace nad dalszym odcinkiem A1 w kierunku Dubrownik, kto wie może następnym razem będziemy jechać nowym odcinkiem. Czas i kilometry na drodze upływają bardzo szybko, pogoda, piękne widoki bardzo długie winkle, mały ruch czyli to, czego szukają motocykliści. Nasze postoje to jedynie tankowanie i krótkie posiłki.
Na A1 dodatkową atrakcją są wycięte w skałach tunele, przejazd przez kilometrowe odcinki z zakrętami robi wrażenie. Polecam dokonywanie płatności na autostradach za pomocą karty kredytowej, przede wszystkim nie czekamy w kolejkach na bramkach o ile się na takie napotkacie. Mijamy Słowenie, Austrię, wpadamy do Czech cała droga idzie zgodnie z planem aż do Brna, za nami już 1000 km. Decydujemy się jechać do domu jednym rzutem. Niestety w połowie Czech zaczyna padać deszcz, całą drogę jechaliśmy z prędkością od 120 do 140 km. od tej chwili szarówka i coraz mocniejszy deszcz momentami przechodzący w ulewę znacznie zmniejszył naszą średnią. Przed Ostrava leje już na całego, zrobiło się ciemno, temperatura spadła do 7 st. C. Mimo ubrań przeciw deszczowych bielizny termoaktywnej trzech par rękawiczek i sam nie wiem czego jeszcze BYŁO ZIMNO. Pomyśleć, że jeszcze dziś rano wychodziliśmy z namiotu przeciągając się w samych gaciach. Po przekroczeniu granicy z Polską dobił nas jeszcze jeden fakt KOLEINY o których zapomnieliśmy, wszyscy motocykliści wiedzą co oznacza jazda w koleinach wypełnionych wodą, w szczególności wiedzą ci, którzy zaliczyli zlot VTX w Bieszczadach :-)
Warunki pogodowe zwyciężają, nasz plan dojazdu do Dęblina legł w gruzach - zziębnięci, mokrzy i przemęczeni dojeżdżamy do Żor, za nami ponad 1300 km. 17,5 godziny jazdy, jest pierwsza w nocy. Decyzja śpimy w Żorach.
Dzień ósmy
Wstajemy o 6 widok padającego deszczu wcale nas nie dziwi, po śniadaniu zrobionym z resztek, które nam zostały jedziemy w stronę rodzinnych stron. Mijając Bytom zostawiamy za sobą deszczową pogodę oraz mgłę, wraz z pokazującym się słońcem pokazują się uśmiechy na naszych twarzach. Kielce, Radom tu żegnamy się z Petro, Kozienice i Dęblin. Udało się dotrzeć do domu po 8 dniach i 4000km. Bez najmniejszej awarii wszystkie motocykle sprawiały się bez zarzutu, już nie mówiąc o ich właścicielach :-) Cała podróż kosztowała licząc na jednego motocyklistę nie całe 2000zł. Główny wydatek to paliwo około 1200zł. Podsumowując mogę jedynie dodać, że w takim towarzystwie z miłą chęcią pojechałbym jeszcze raz. Dziękuję wszystkim forumowiczom za wsparcie na stronie VTXPOLSKA podczas naszej wyprawy.
Pozdrawiam Jaskół.