Odwiedza nas 277 gości oraz 0 użytkowników.

image 2

Text Size
Top Tab Content

III Zlot VTX Szczecin 2011

leszekr_42_20130407_1895840055.jpgTo już trzecie spotkanie właścicieli motocykli VTX. Po Bełchatowie i Kotlinie Kłodzkiej przyszedł czas na Szczecin. Wybór miejsca był spowodowany tym, że jeden z forumowiczów twierdził, że on ma zawsze najdalej i powinniśmy przyjechać na zlot do niego. Tak też zrobiliśmy – w długi majowy weekend VTX-y z różnych stron Polski ruszyły „na Szczecin”.

Już w czwartek wieczorem rzeczy były spakowane, a motocykle gotowe do drogi. Tomek skończył właśnie przeróbkę swojej VFR-y i jako osoba towarzysząca dla mnie i mojego VTX-a miał sobie zrobić jazdę próbną – troszkę ponad 1500km.


W piątek rano pobudka i całą trójką ruszamy w stronę garażu. Marek (nasz 1,5 roczny syn) zostaje pod opieką babci, a my wsiadamy na motocykle i w drogę. Jest godzina 9. Po kilku metrach Tomka motocykl gaśnie i odmawia współpracy. Burza mózgów i jazda na stację po zapasowe bezpieczniki. Po wymianie motocykl odpalił. Jedziemy. Wyjazd na drogę i ..... tak... wymiana bezpiecznika. Tomek dochodzi do wniosku, że to migacz robi zwarcie. OK – damy radę bez migacza. Jedziemy. Światła – motocykl gaśnie. Zmiana bezpiecznika i dalej w drogę. Ponieważ bez przeszkód przejechaliśmy kolejne 150 km, to Tomek wydedukował, że zwarcie robi czujnik stopu tylnego hamulca.


Przed Wrocławiem doganiamy Adama i Marysię, którzy też jadą na zlot. Tankowanie we Wrocławiu, odłączenie czujnika stopu (dobrze, że to ten rzadko używany hamulec) i dalej w drogę. Droga do Legnicy monotonna. Autostrada. Jedziemy dość szybko, żeby nadgonić stracony czas. W Legnicy skręcamy na Zieloną Górę, a dalej na Świebodzin. Pogoda nas wprost rozpieszcza. Przed Międzyrzeczem zatrzymujemy się na obiad i radujemy się udanym dniem. Niestety Marysia mówi, że coś się tam chyba chmurzy ..... No i wykrakała. W Skwierzynie zaczyna padać. Zakładamy przeciwdeszczówki mając nadzieję, że to tylko przelotny deszcz. Tak był przelotny. Jak nas przeleciał na obwodnicy Gorzowa Wielkopolskiego i dalej na trasie do Pyrzyc, to wspominamy to do dzisiaj. Takie oberwanie chmury. Większość uczestników zlotu miała wątpliwą przyjemność dać mu się złapać.


iii_zlot_vtx_szczecin_2011_13_20130225_1757439321.jpgZjeżdżamy na Myślibórz, już tylko kropi i możemy podziwiać to miasteczko. Planujemy zwiedzanie w drodze powrotnej. Zaskakuje nas piękno tutejszych miejscowości, otoczone murami Trzcińsko Zdrój, bramy warowne przy wjazdach, zupełnie inne klimaty niż na Górnym Śląsku. Deszcz sobie o nas przypomina. Dojeżdżamy do miejscowości Chojna. Już z daleka widać wieżę Katedry Mariackiej z XIV w., podziwiamy też równie stary ratusz i mury obronne. Do miejsca zlotu mamy już tylko 10 km. Za Lisim Polem kierujemy się „strzałkami” i wytycznymi organizatora. Ponieważ nie mamy GPS-u trafiamy bez problemu. Dochodzi godzina 18, a nad terenem ośrodka Kiełbicze świeci piękne słonko. Organizator zadbał o pogodę w tej okolicy, choć reszta Polski była obficie skrapiana. Lokujemy się w domkach i powoli integrujemy z ekipą. Ognisko, piwo i muzyka, czego więcej chcieć do szczęścia po przejechanych 700 km.

W sobotę po śniadaniu kilka osób rusza do Berlina sprawdzić, czy chłopcy z Rudego 102 zostawili tam jakąś trwałą pamiątkę, kilka innych zostaje na miejscu po zbyt mocnym integrowaniu się poprzedniej nocy, a większość rusza na zwiedzanie okolicy. Kierunek Cedynia, czyli miejsce gdzie po raz pierwszy Polska wygrała z Niemcami 1:0. Na wzgórze wdrapuje się jednak niewielu. Kolejny punkt programu to Cmentarz Siekierkowski. Zmiana nastroju. Większość z leżących tam żołnierzy jest od nas zdecydowanie młodsza, a grobów jest mnóstwo – prawie 2000.


leszekr_17_20130407_1161069377.jpgWracamy przez Moryń. Drogi są malownicze, a zakrętów nie brakuje. To pozwala oderwać nam myśli od smutnych rozważań. Chojna. Przejazd przez miasto, krótkie zwiedzanie i przerwa techniczna na „lody dla ochłody”. Przepyszny obiad w ośrodku i sporą ekipą jedziemy do Szczecina oddalonego o około 70 km. Jak na „zlot w Szczecinie” to sporo ....


Przejeżdżamy na Wały Chrobrego i tam mamy czas na oglądanie panoramy miasta, kawę i sesję fotograficzną. Powrót na teren zlotu urozmaica nam odwiedzenie „Krzywego Lasu” koło elektrowni „Dolna Odra”. Jest to skupisko około 100 zdeformowanych sosen. Posadzono je najprawdopodobniej w 1934 roku. Tuż nad ziemią pień zamiast rosnąć pionowo - skręca pod kątem 90o i wygina się szerokim łukiem ku górze. Wszystkie pnie wygięte są w kierunku północnym. Widok, jaki tworzą te drzewa jest niesamowity. Do dzisiaj nie wiadomo, co spowodowało, że powstał ten „Cud Natury”.


Wracamy do ośrodka, kolacja, ognisko, muzyka i dzikie pląsy. Zapada decyzja, że kolejny zlot będzie we wrześniu w Zamościu.
W niedzielę cześć osób (w tym niestety i my) musi wracać do domu. Pozostali wybrali się do Międzyzdrojów sprawdzić, czy jest tam jeszcze morze. Było.

Ruszamy po śniadaniu. Spokojnie zwiedzamy Trzcińsko-Zdrój i Myślibórz. Słońce świeci, a drogi są puste. W końcu to 1 Maj. Wracamy znaną już trasą i do Wrocławia wszystko jest w porządku. Niestety tam wkraczamy w inną strefę klimatyczną. Robi się zimno i zaczyna się chmurzyć. Za Opolem zakładamy przeciwdeszczówki. Zaczyna kropić, po chwili deszcz zamienia się w grad – na szczęście drobny. Dobrze, że do domu już blisko.

I tak mieliśmy dużo więcej szczęścia od kolegi, który trochę dłużej zabawił na zlocie i jak wracał do domu, to zatrzymał go śnieg, który spadł 3 maja. Jest teraz ekspertem od jazdy VTX-em po śniegu bez łańcuchów. Ale i on bezpiecznie dotarł do domu „jak śniegi stopniały”.

Grażyna