IV Zlot VTX Zamość 2-4.09.2011
Mogłoby się wydawać, że po dwóch (góra trzech) zlotach forumowiczom przejdzie zapał do organizowania spotkań w „realu”. A tu się okazuje, że ekipa się rozkręca. Nie dość, że we wrześniu spotkaliśmy się po raz czwarty, to są już zaplanowane dwa zloty na rok 2012 i pojawiają się nieśmiałe posty, że to chyba za mało, że trzeba się jeszcze częściej spotykać. Już nie wspomnę o drobnych jedno lub dwudniowych przejażdżkach organizowanych przez bliżej siebie mieszkających posiadaczy VTX. Te motocykle mają coś w sobie, że tak zbliżają ludzi.
Wyruszamy z Tomkiem w piątek dopiero koło godziny 14 i wybieramy chyba najgorszą z możliwych opcji dojazdu – A4 aż do Przeworska ze Śląska. Na piątkowe popołudnie ten odcinek drogi pomiędzy Bochnią a Przeworskiem (i pewnie dalej) to prawdziwa katastrofa – nawet dla dwóch motocykli. Naszą decyzję tłumaczy chyba tylko chęć zwiedzenia pałacu w Łańcucie. Udało nam się to połowicznie – zwiedziliśmy tylko ogrody i zobaczyliśmy pałac z zewnątrz, ponieważ ostatnie wejście było o 15. Przez Biłgoraj, Zwierzyniec i Szczebrzeszyn, bardzo przyjemną i prawie pustą drogą dotarliśmy do Zamościa przed 20. Było już kilkadziesiąt motocykli, a zabawa trwała w najlepsze. Grill, muzyka, piwo i opowieści do późna w nocy. Spotkania starych znajomych i zobaczenie w realu tych, których znaliśmy tylko z przestrzeni wirtualnej. Oczywiście nie mogło zabraknąć już tradycyjnego zlotowego baneru ufundowanego przez Gajora i Nurka. Tym razem VTX-em, który dostąpił zaszczytu były moje różyczki. Do sobotniego wieczoru wszyscy się na nim podpisywaliśmy. Nie zabrakło też koszulek ze zlotowym logo oraz znaczków.
Sobotni poranek zaczął się, jak na zlot, wcześnie, ponieważ plan zwiedzania był bardzo ambitny. W Zamościu odbywał się również Bieg Pokoju i przed 12 musieliśmy wyjechać z miasta, które było zamykane dla ruchu drogowego. Kawalkada motocykli – ponad 60 – przejechała na rynek w Zamościu i ustawiliśmy się do zdjęcia pod Ratuszem. Na co dzień jest to miejsce zamknięte dla pojazdów, ale organizator Leszek potrafił załatwić dla nas i to. Potem przejechaliśmy na parking i w dwóch grupach z przewodnikami zwiedziliśmy miasto. A jest co zwiedzać. Potem przejechaliśmy pod Rotundę.
Kilka osób wróciło na kemping, a cała reszta pojechała na przejażdżkę po okolicy. Pierwszy punkt programu to Szczebrzeszyn i pomniki chrząszczy. Jeden brzmi na rynku (dopiero na dwa miesiące przed naszym zlotem tam zamieszkał), a drugi w trzcinie przy młynie. Bocznymi drogami przejeżdżamy do Zwierzyńca i razem z naszymi przewodnikami (którzy mieli dodatkową gratyfikację w postaci przejażdżki na VTX-ie) zwiedzamy park i Kościół na Wodzie. Kolejny punkt programu to Krasnobród. Po drodze mijamy skansen – Zagrodę Guciów, ale ograniczenia czasoprzestrzenne pozwalają tylko na zwolnienie do 30 km i rzut oka na budynki, które widać z drogi. W Krasnobrodzie zwiedzamy XVII-to wieczny barokowy zespół klasztoru Dominikanów oraz drewnianą kapliczkę ze źródełkiem miłości – jak głosi legenda, źródło uzdrowiło ukochaną Marysieńkę Jana III Sobieskiego, a teraz przywraca nie tylko zdrowie, ale i utraconą miłość. Chociaż miłośnikom VTX miłości nie brakuje, to i tak chętnych na wodę nie brakowało. W Krasnobrodzie podzieliliśmy się na dwie grupy – pierwsza pojechała prosto na pyszny obiad do Narola, a druga na zwiedzanie kamieniołomów w Józefowie. Taka to sprawiedliwość – jedni na obiadek, drudzy do kamieniołomów .... W nagrodę za dobrą pracę druga grupa też dotarła na obiad. Po obiedzie nastąpiło wymieszanie grup. Większość pojechała do Zamościa delektować się piwem. Część z nich zwiedziła obóz zagłady w Bełżcu. A mała grupka – kilkunastu motocykli – razem z przewodnikiem, panem Januszem Kapeckim (tel. 600 423 828, którego gorąco polecamy), wybrała się na Szumy, czyli rezerwat nad rzeką Tanew koło Suśca. Zespół progów wodnych sprawia, że rzeka głośno szumiąc stwarza tam niesamowity klimat. Dodatkową atrakcją było przejście po bardzo wąskiej kładce nad rzeką. A jeszcze większą obserwowanie dwóch turystek, które też to musiały zrobić ....
Bardzo chcieliśmy zobaczyć jeszcze najpiękniejszy zespół cerkiewny w Polsce – w Radrużu, tuż przy granicy ukraińskiej. Niestety nie było już na to czasu. Wróciliśmy do Zamościa. Tam czekało wesołe towarzystwo, muzyka, grill, napoje. I atrakcja wieczoru. Losowanie wśród uczestników, kto zabierze baner do domu. Tym razem szczęście uśmiechnęło się do Rycha55 z Leszna. Ale okazało się, że to dopiero początek niespodzianek. Ku wielkiemu zaskoczeniu Marysi, Adaś, w obecności nas wszystkich, poprosił ją o rękę. Gdy padło TAK, gratulacjom nie było końca. Kolejną osobą wezwaną na scenę byłam ja. Wiedząc, że kończę kolejne „18” lat, Gajor przygotował drugi baner – z moim VTX-em i tortem urodzinowym. Teraz wisi na ścianie pokoju i za każdym razem, gdy na niego spojrzę, wywołuje uśmiech na twarzy. Ostatnim punktem programu był nocny spacer do rynku. A potem zajęcia w podgrupach – często się tasujących. Zapadła też decyzja, że kolejny zlot będzie w Cichowie, czyli kierunek Wielkopolska.
Po niedzielnym śniadaniu zaczęliśmy się rozjeżdżać do domów. Wszyscy byli pełni podziwu dla Eli i Leszka, którzy wszystko tak zorganizowali. Dzięki!
Ruszyliśmy z Tomkiem sami. Zatrzymaliśmy się jeszcze w Strzebrzeszynie na sesję zdjęciową z chrząszczami. Ruszyliśmy w kierunku Janowa Lubelskiego. W pewnym momencie dogonił nas Gajor i kilkadziesiąt kilometrów przejechaliśmy razem. W miejscowości Nisko rozdzieliliśmy się – my pojechaliśmy do Sandomierza, a Gajor postanowił przekroczyć barierę dźwięku na autostradzie. Prawie Mu się to udało ....
Zwiedziliśmy Sandomierz, zjedliśmy pyszne pierogi i pojechaliśmy całkiem niezłą drogą w kierunku Krakowa. Koło Pacanowa dogoniliśmy trzy zlotowe VTX-y z szeroko rozumianego Bielska. W Nowym Brzesku rozdzieliliśmy się – chcieliśmy z Tomkiem przejechać się przez Ojcowski Park Narodowy, a oni spieszyli się do domów.
Wczesnym wieczorem dojechaliśmy do Bytomia.
Teraz czekamy na czerwiec i kolejne spotkanie.
Grażyna