Odwiedza nas 281 gości oraz 0 użytkowników.

image 2

Text Size
Top Tab Content

VII Zlot VTX Bieszczady 2013

vii_zlot_vtx_bieszczady_2013_156_20130604_1922675996.jpg

Po bardzo długiej zimie doczekaliśmy się wreszcie sezonu (choć są i tacy, dla których sezon trwa cały rok). Istniała wprawdzie groźba, że w Bieszczadach pod koniec maja będzie jeszcze leżał śnieg, ale na szczęście okazało się, że tylko leje deszcz i płyną piaskowe rzeki – czyli nic, co mogłoby nas zniechęcić.

 

 

 

Jak większość ruszamy w piątkowy ranek (byli i tacy, którzy już od środy zwiedzali Bieszczady). Pogoda nie nastraja optymistycznie, a na rogatkach Bytomia zaczyna padać deszcz. Wybieramy trasę szybką  - czyli autostradą do Tarnowa, a potem na Jasło, Krosno, Sanok, Lesko i Bukowiec. Deszcz nie jest uciążliwy, ale nieprzyjemny. Optymistycznie nastraja nas wjazd do Krosna i knajpka oferująca zniżki dla motocyklistów. Kawałek dalej – w Rymanowie – Restauracja Jaś Wędrowniczek kusi do zatrzymania motocyklem wiszącym nad drogą. Chyba jesteśmy we właściwej części Polski – tu lubią motocyklistów. Zresztą w Bieszczadach nie brakuje miejsc kuszących motocyklistów zniżkami.

vii_zlot_vtx_bieszczady_2013_15_20130604_1764685655.jpg

Planowałam w Lesku na stacji „wczytać” do głowy resztę mapy dojazdowej, ale zaczęło mocniej padać i jakoś nie miałam ochoty ściągać rękawiczek, otwierać sakwy .... pomyślałam – damy radę. Daliśmy. W Hoczewie pojechaliśmy na Cisną zamiast na Polańczyk. W Baligrodzie byłam już pewna, że dobrze nie jest. Zatrzymaliśmy się – sprawdzam na mapie i ... hurra jest droga „na skróty” do Wołkowyj. Jednak nauczona doświadczeniem z poprzedniego pobytu w Bieszczadach – droga, której nie powstydziłby się producent szwajcarskiego sera – pytam w sklepie, czy przejedziemy. Odpowiedź: „Tak, droga jest dobra, są trzy brody, ale są tam płyty. Przejedziecie”. OK .... ruszamy – pani sklepowa wyszła popatrzeć na motocykle. Nic nie powiedziała, a VTX i VFR do terenowych podobne nie są ... , ale może się nie zna. Ryzykujemy. Jedziemy. Brody były – ale przejechaliśmy, choć przy tym deszczu na powrót tą samą drogą już się nie zdecydowaliśmy.

Docieramy na miejsce – powitania, zakwaterowanie, ciepły gulasz i to, co motocykliści lubią najbardziej – grilowo-piwna zabawa do samego rana. Ponieważ dla większości z nas jest to pierwsze spotkanie od września (podgrupy regionalne spotykają się częściej), rozmowom nie ma końca. No dobra – o piątej rano wszyscy chyba już spali.

Każdy z uczestników dostaje od Andrzeja (organizatora) plan zlotu i instrukcję jazdy w grupie – bardzo fajny pomysł. Są też identyfikatory – bardzo przydatne w kolejnym dniu.

 

Sobota to najważniejszy dzień zlotu. Bieszczady budzą nas słońcem i ciepełkiem. Po śniadaniu ruszamy na objazd. Przez Terkę docieramy do dużej pętli Bieszczadzkiej. Dobrze, że ruch jest mały i te 70 maszyn wtapia się w otoczenie. Postój za Wetliną na tarasie widokowym – sesja zdjęciowa, podziwianie panoramy Bieszczad i zaczyna padać. Szybko ubieramy się i ruszamy dalej. Na szczęście, gdy dojeżdżamy do Smolnika, słońce z przepraszającym uśmiechem wychodzi zza chmur. Zwiedzamy pobliską cerkiew Św. Michała Anioła i czekamy na obiad, który mamy zarezerwowany w Wilczej Jamie. Warto było czekać.

vii_zlot_vtx_bieszczady_2013_238_20130604_1027193381.jpg

Po obiedzie dalsza objazdówka w stronę Bukowca – część z nas zostaje w ośrodku, a reszta jedzie nad Solinę. W małych grupkach wracamy do ośrodka. Bardziej lub mniej zmoknięci przez powracający deszcz.

Jest czas, żeby kupić znaczek zlotowy, obejrzeć stoisko firmy POLKOM z akcesoriami motocyklowymi lub zamówić koszulkę ze zlotowym logiem na stoisku PAFFGRAF. Zapominalscy podpisują się na tradycyjnym już zlotowym banerze – przygotowanym przez Gajora i Nurka. Tym razem decyzja zapada, że losowania nie będzie, a baner trafi do naszego kolegi Rafała, który walczy z białaczką i czeka na przeszczep szpiku. Warto się zarejestrować w banku dawców – takich potrzebujących jak Rafał jest wielu. Zbyt wielu.

vii_zlot_vtx_bieszczady_2013_158_20130604_1138290316.jpg

Przy wieczornym grilu (poza kiełbasą, kaszanką, karkówką i boczkiem była pieczeń z dzika i z sarny) zbieramy identyfikatory i zaczyna się losowanie nagród – koszulek zlotowych, akcesoriów motocyklowych i innych nagród ufundowanych przez POLKOM, PAFFGRAF, SMW Project oraz uczestników zlotu – Mandrzeja, Lucy i Augana, Dezertera, Havla, Jaskóła i Smacora. Ja również przyjechałam z nagrodą – na tą jednak trzeba było zapracować. Trzech ochotników miało za zadanie jak najszybciej ubrać rajstopy. Wygrał Rysiek, któremu sprawności powinna pozazdrościć niejedna pani, a owacje, które zebrał, były nie mniej cenne niż nagroda. 

Dodatkową atrakcjąbyło 12 koszulek „niezniszczalnych” ze zdjęciami 12 zlotowiczów, którzy nie opuścili żadnego naszego spotkania (przygotowane przez Gajora) oraz pamiątkowe dyplomy dla „weteranów”, które przyjechały ze mną z Bytomia. 

vii_zlot_vtx_bieszczady_2013_342_20130604_1072917768.jpg

Bieszczady chyba polubiły nasze towarzystwo, bo starały się zrobić wszystko, żebyśmy zostali – jak inaczej wytłumaczyć ulewny deszcz od bladego świtu aż do popołudnia, gdy wyszło słońce (ale poza Mandrzejem – organizatorem, nikt tego nie widział).

Droga do domu wszystkim mija podobnie – deszcz przez pierwsze 200 kilometrów, a potem różnie – nam się udało - od Brzeska było sucho i w drodze do Bytomia udało nam się nawet trochę przesuszyć. Ciepła kąpiel i meldunek na forum, że jesteśmy w domu. Wszyscy wrócili bezpiecznie.

Na zlocie były 74 motocykle oraz 117 osób. A sam zlot za sprawą Dezertera (U.S.A.) stał się zlotem międzynarodowym.

Jak podsumował jeden z uczestników: coś w tym musi być, że ludzie tłuką się po kilkaset kilometrów w deszczu, żeby się spotkać.

 

Tekst: Grażyna

Zdjęcia: Daniel Jastrzębski