Odwiedza nas 317 gości oraz 0 użytkowników.
Szutrowa droga przez las, przepiekna pogoda jak na srodek wrzesnia i nagle wjazd do osrodka w Lapinie. Jako pierwszy wita as Jastach (ktory z zona juz byl tam od wtorku) a potem powitanie z organizatorami Kinem, Dejna i ich malzonkami. Szybkie instrukcje, recepcja i domek Sportowy z przygotowanymi juz gadzetami oraz z powitalna “herbatka” (chyba jeszcze pozostala po Ryni). Tak wlasnie dla mnie i dla wiekszosci z nas zaczal sie cudowny , jubileuszowy X zlot VTX pod Gdanskiem.
Zanim dotarlismy do Lapina po drodze z Warszawy nasza grupka wpadla do Malborka by przywitac sie z szturmujaca zamek ekipa w sile ponad 20 ludzi. Lecielismy od PAA w skladzie, Marko/Lena, Wieczor/Wieczorynka, PAA, Angela, Dezerter czyli ja. Gonili nas autem Micio z Balbinka i Rasia z okolo dwu godzinnym opoznieniem. Pod samym zamkiem na rondzie wpadlismy w tym samym czasie na grupe Slaska (niesamowite zgranie i fenomenalne uczucie) i razem wyladowalismy na parkingu. My wybralismy spacerek i obiad a reszta brala odwet na Krzyzakach i ruszyla do ataku na zamek.
Po zwiedzaniu i posilkach do osrodka dotalismy (po szalenczej jezdzie przez zapchany Tczew) juz spora grupa okolo godziny 16. Po drodze byly jeszcze zakupy i tankowanie. Mimo ze to juz troche bolala pupcia to fajnie sie lecialo wsrod swoich. Krajobrazki kaszubskie, lasy i male miasteczka wiec przelot minal szybko.
Po powitaniach i zakwaterowaniu juz tradycyjnie jak w kazdy czwartek wspolny stol, jedzonko z domciu i duzo punktu trzeciego. Bylo wesolutko, sypaly sie kawaly i kazdy stawal na glowie by przebic poprzednika. Pare nowych twarzy ktore chetnie przystapily do integracji. Musze tutaj wszystkich pochwalic bo widac bylo ze starzy wyjadacze opiekuja sie nowymi i nie tak jak w Ryni nie widzialem samotknikow gdzies na uboczu przez caly zlot. Wieczorem padlo na domek 13 (szczesliwy tym razem) i tam ku uciesze lub rozpaczy lokatorow wpakowalismy spora grupa. Nie wiem czy impreza sie udala ale po 20 godzinnej podrozy w srode i imprezie u PAA w koncu wysiadl moj organizm i urwal mi sie film. Ponoc nie poddalem sie bez walki i przenioslem imprezke do naszego domku Afrykanskiego ale Kasia Hawelsowa rozgonila towarzystwo okolo 3-4 na ranem. Nie pamietam tego wiec sie do niczego nie przyznaje.
Nastepnego ranka pobudka o 8 rano bo niestety spalem na dole i wspolne sniadanko w osrokowej restauracji. Potem narady na temat co robic z wolnym czasem. Padlo wiec na Szymbark i tym razem domkowa juz grupa uderzylismy na Kaszuby i miejsce w ktorym znajduje sie najdluzsza deska na swiecie oraz psychodeliczny dom do gory nogami. Naprawde polecam to miejsce dla tych ktorzy beda kiedys w tych okolicach. Odradzam jednak zwiedzanie domku na kaca bo moze sie to zle skonczyc. Zachwiany blednik i chodznie po sufitach moga wywrocic zoladek do gory nogami. Deska jest i ma ponad 43 metry. Inni wybrali okolice trojmiasta a inni woleli sie relaksowac w osrodku.
Co do osrodka to musze przyznac ze Dejna z Kiniem wybrali swietne miejsce. Z kazdej strony las z daleka od miasta, fajne jeziorko z fajnym pomostem ala molo, fajne domki i do tego ten namiot przy barze. Chyba wszyscy po zobaczeniu tego namiotu mysleli ze to bedzie chyba weselna impreza a nie balanga grupy motocyklowej. Caly piatek towarzystwo sie nam zjezdzalo z calej Polski wiec co chwila byly powitania oraz zaznajomnianie sie z naszym nowym narybkiem. Trudno bylo ogarnac ten tlum co przewalal sie sie przez osredek i dopiero wieczorem gdy przyszedl czas na oficjalne otwarcie zlotu dane nam chyba bylo zrozumiec ogrom tego przedsiewziecia jakim byl X-ty zlot. Muzyka na zywo w pieknie udekorowanym namiocie wielkosci stadionu narodowego i dwa customowe VTXy (Mikersa i Ceo na srodku parkietu (tak tak w namiocie polozono nam parkiet do tanczenia) robily wrazenie. Jak zwykle organizatorzy uroczyscie otworzyli impreze i rozlosowali mase nagrod ufundowanych przez sponsorow (dzieki firmie Kinia i Dejny oraz naszym chojnym kolegom po kierze). Po oficjalnej czesci przyszedl czas na posilek i na zabawe. Tak jak w Las Vegas to co sie wydarzylo na zlocie pozostaje na zlocie. Cicho sza. Bylo wspaniale. Zespol nam dzielnie przygrywal ale jak szedl na przerwe ich instrumenty byly ogrzewane przez naszych muzykow amatorow wiec bylo wesolo. Jak kazdy spedzil ten wieczor to jego slodka tajemnica. O polnocy tradycyjnie juz nastapilo strzasanie rosy. Uff bylo glosno. Niestety piatek musial sie kiedys skonczyc ale na szczescie byla jeszcze sobota a ta jak zwykle zaczela sie od sniadania. Fajnie znow bylo zobaczyc znajome zmeczone twarze J Po niektorych bylo widac ze bawili sie troche dluzej i ciezko im bedzie podczas zblizajacej sie wspolnej przejazdzki do Westerplatte. Przed 10 rano uformowala sie wielka kolumna motocykli i prawie na czas wystartowalismy w strone Gdanska. Ktos probowal policzyc ile bylo sprzetow i plus minus bylo 120. Po w miare spokojnym wyjezdzie z osrodka panowie policjanci zabezpieczajacy przelot nadali nam super ostre tempo i gdy dojechalismy do ekspresowki nasza grupa byla rozciagnieta na ponad dwa kilometry a predkosc w niektorych miejscach osiagala 130-140 km. Jak sie okazalo musielismy zdazyc na pakarking przed rozpoczynajacym sie tam maratonem. Niestety po drodze zdazyla sie mala stluczka na szczescie przy malej predkosci w ktorej wziely udzial 3 motory. Nic powaznego ale warte wspomnienia bo musi to byc nauczka na przyszlosc. Jazda w takiej wielkiej grupie to wyzwanie i wszyscy musimy cholernie uwazac w przyszlosci i sluchac organizatorow by takie rzeczy nie mialy juz miejsca. Motory biorace w niej udzial byly w stanie jechac dalej a kierownicy lekko poobijani dali sobie rade bez pomocy medycznej. Wieczorem znow spotkanie w namiocie i znow impreza do rana. Przygrywal nam znow ten sam zespol a w czasie ich przerw przygrywali nasi. Czyli Doctor vocal, Scooter perkusja, Junior gitara i spiew a za showmana robil Beny bo na statku bylo mu za malo. Zespol VTX rosl w sile a publika dopisala. Wszyscy bawili sie wspaniale i caly osrodek tetnil zyciem. Bylo tez pyszne jedzonko i byl punkt trzeci ale widac juz bylo ze zwyciezal rozsadek bo nastepnego dnia czekala nas pordroz powrotna. Naprawde bylo wspaniale. Krecilem sie w kolo odwiedzajac ludzi w domkach i bylo mi przykro ze mialem tak malo czasu dla ludzi i ze juz sie zlot powoli konczy. Bylem jeszcze w eufori ktora powoli przeradzala sie w smutek. Tyle fajnych ludzi i przyjaciol w jednym miejscu i w tym samym czasie. Naprawde trzeba sie urodzic pod szczesliwa gwiazda by miec mozliwosc uczestnictwa w takiej imprezie i w takiej atmosferze. Niestety obudzilem sie w niedziele a to oznaczalo koniec i dluga droge powrotna. Po sniadaniu caly ranek pozegnan i przygotowan do trasy. Jeszcze bylo troche czasu na kawaly i wyglupy przy kawie u Rasi i Balbiny. Spacer po pomoscie i osrodku a potem jazda do stolicy. Po drodze napatoczylismy sie na grupe poludniowa wiec byl czas na wspolny posilek w McDonaldzie. Do Paa dotarlismy okolo 7 wieczorem. Dane mi bylo jeszcze spedzic dwie noce u nich a w gosciach byli tez Micio z Balbina, Kawasiad oraz Wieczor. Bylo wesolo relaksujaco. Mielismy okazje zobaczyc na swiezo tysiace zdjec oraz filmikow Micia. We wtorek PAA wysadzil mnie na Okeciu i nastapil KONIEC. Do zobaczenia u mnie w Maju i we wrzesniu w kraju. Podziekowania dla Kinia, Dejny malzonek za caloksztalt. Dzieki tym co byli.